Dobry wieczór Kochani
Postanowiłam napisać do Was tą późną porą. Bo nigdy nie jest za późno ,by podzielić się myślami, napełnić się nadzieją i podzielić się nią.
Dziś jest dla mnie wyjątkowym i trudnym dniem. Dniem w którym dokładnie rok temu zakończył się pewien bardzo szczęśliwy okres w życiu. Dzień, w którym moje życie na zawsze się zmieniło. Dokładnie rok temu moje serce płakało…. Moje serce krwawiło i żadna gaza nie zatrzymała by krwawienia. Moje życie zmieniło się tak nagle, tak radykalnie, bez uprzedzenia…. Z dnia na dzień, by nie popaść w smętność bezsensu zawalczyć chciałam o swoje życie. Zmagałam się z emocjami, które chciałam zdusić, nie czuć, wyrzucić, zapomnieć. Dlaczego? By nie cierpieć, by zmniejszyć ten ból, który czułam. By zatrzymać się w czasie do chwil bycia najszczęśliwszą kobietą. Chciałam nie czuć tego wszystkiego, co ktoś nauczył mnie czuć. Ktoś kto nagle, bez uprzedzenia i gwałtownie zmienił moje życie. Ktoś kto nauczył mnie kochać, akceptować, szukać własnej drogi. Ktoś, kto sprawił, że uwolniłam się od złych wspomnień, ktoś kto sprawił, że koszmar lat ulotnił się wraz z dymem. I gdy 1 kwietnia 2017 stojąc na piasku, patrząc tlący się ogień- czułam spokój, mimo spływających łez. Wiedziałam, że nadszedł koniec i początek zarazem. Otrzymałam od losu wspaniały dar- miłość. Miłość, która pozwoliła mi żyć i rozwijać się. Miłość, która była jak balsam na moją duszę i poranione serce. Miłość, która zawsze była nawet gdy było źle. Miłość, która nie stwarzała warunków. Miłość, która dawała i nie chciała nic w zamian. I myślałam, że będzie trwać po grób i miałam za złe wszystkim i wszystkiemu, że nie przetrwała. Lecz byłam w błędzie. Ona nadal jest i kwitnie. Bo miłość w przeciwieństwie do innych rzeczy nigdy nie umiera. Zmienia tylko postać. Gdy osoba, która nauczyła mnie kochać odeszła, pojawiły się osoby, które pozwoliły mi zrozumieć sens tych wydarzeń. Musiało upłynąć kilka miesięcy bym mogła to zrozumieć i zaakceptować. Człowiek jest z natury niecierpliwy i chcę teraz, już, natychmiast a gdy tego nie otrzymuje jest zły. To zwykła ludzka bezradność. 3 kwietnia w moim życiu zaczęły się zmiany , o których dowiedziałam się kilka miesięcy później. Decyzja o powrocie do przeszłości, była najtrudniejszą i najpiękniejszą decyzją jaką mogłam podjąć. Poznanie osób, które podnosiły powoli moje skrzydła. Magdaleno – byłaś jedną z wielu. Niepozorną kobietą na obcasach, w luźno związanymi włosami. Weszłaś pewnym krokiem i usiadłaś tuż obok mnie. Poczułam jak moc jest w Tobie a później zobaczyłam Twoje łzy. Byłaś jak sarenka w potrzasku czekająca na pomoc. I nic nie wskazywało na to, że dziś myśląc o Tobie uśmiechnę się. I nie wiedziałam, że po roku będziesz mi jak siostra, której nie miałam. I dziś z tego miejsca pragnę Ci podziękować. Wiem, że to zasługa Boga, że połączył nasze odmienne ścieżki, byśmy mogły się poznać i być dla siebie. Dla nas obu ten rok był trudny. Po miesiącach prób walki o odzyskanie własnego życia, podjęłyśmy trudne decyzje. Wybory, które opasane łzami, smutkiem i bezsilnością. Obie zostałyśmy rzucone w przepaść bez liny, zdane na siebie. Lecz czy aby na pewno ? Wszystko co nas spotkało jest skutkiem naszych wyborów. Naszych chęci bycia szczęśliwymi kobietami. Chciałyśmy uzdrowić innych, trując jednocześnie siebie. Lecz o tym wiemy dziś. I właśnie teraz , po roku możemy spojrzeć na sucho, z dystansu. I gdy teraz o tym myślę wiem, że nie mogło nas spotkać nic lepszego. I jak śmierć Jana Pawła II właśnie 2 kwietnia staje się początkiem czegoś nowego. Jak feniks z popiołów odradzamy się, by iść drogą ku szczęściu. I wiemy o tym obie, że cokolwiek się nie zdarzy, trwać będziemy. Rok nie tylko obnażył nasze emocje, lecz również otworzył oczy na Przyjaciół. Bo przyjacielem nie jest osoba, która obraża się i chce stawiać na swoim. Przyjacielem nie jest osoba, która zawsze chce wygrywać i być najlepsza. Przyjaciel to ten, kto nie pytając o powód smutku, sprawia, że na Twojej twarzy pojawia się iskra uśmiechu. Przyjaciel to osoba, która nie wie wszystkiego, a i tak jest blisko i reaguje gdy potrzebujesz ramienia do łez. Przyjaciel nie potrzebuje lat by pokazać swoją twarz. Czasem wystarczy być nawet będąc dla siebie obcymi. I Bóg, los, przeznaczenie wie co czyni i kogo stawia na naszej drodze. Każda osoba daje. Daje smutek- by umieć go przeżywać. Daje radość- by cieszyć się/ Daje łzy- by móc płakać. Daje szczęście- by móc przeżywać. Daje ból- by odczuwać. Daje i nie odbiera. To od nas zależy co zrobimy z tym co otrzymamy. I mitem jest, że miłość boli i sprawia ból, niosąc cierpienie. Nie. To człowiek swoimi czynami przekreśla uczucie, czyniąc wbrew niemu. Miłość jest czysta jak kropla wody, niczym nie skażona. Zrozumiałam to i chcę podzielić się tym z Wami.Przez ten rok targały mną emocje i pytania , na które szukałam odpowiedzi. Chciałam wiedzieć, znać odpowiedź, wiedząc, że przeszłości nie zmienię. I dopiero teraz widzę odpowiedź w słowach Marka Aureliusza „ Daj mi pogodę ducha, abym godził się tym – czego zmienić nie mogę. Abym zmienił to – co zmienić mogę. I abym odróżnił jedno od drugiego” I dziś jak feniks wstaje i idę. Nie wiem czym będzie jutro, nie wiem czy będę smutna czy wesoła. Nie wiem, czy spotkam przyjaciela czy wroga. Lecz wiem, że to nie szczęście jest drogą, lecz droga którą podążam jest moim szczęściem. I wszystko to co zaznaje na niej tworzy mnie i pozwala poznać. Każdy dzień, każda chwila. I cieszę się, że On pokazał mi czym jest miłość, bo teraz wiem jak kochać innych i jak kochać siebie. I nie czuje złości na jego nieobecność. Jest w moim sercu i nic tego nie zmieni. I emocje, które noszę są moja tożsamością. Dziękuje Radosławie za miłość, którą mnie obdarowałeś. Dziękuje, że przez ten długi i krótki czas byłeś w moim życiu. Życzę Ci by miłość, która jest w Twoim sercu leczyła osoby, które napotkasz na swej drodze. Byś był każdego dnia szczęśliwym człowiekiem. By iskra ognia, którą tworzysz towarzyszyła Ci przez całe życie. Miłość w moim sercu na nowo pokocha. I szczęśliwa wreszcie jestem teraz- ze sobą , w sobie. Szczęście i poczucie bezpieczeństwa jest we mnie a nie z osobami, które mi go dają.
Kochani mam nadzieję, że ten dzisiejszy wpis sprawi Wam chwilę zadumy nad tym co czujecie w tym momencie. Często pisałam o relacjach, emocjach, wampirach energetycznych czy o tym jak sobie radzić w różnych sytuacjach. Czasami próbowałam radzić, udzielać wskazówek. Lecz tak naprawdę rzadka wskazówka nie jest właściwa dla każdego. Każdy z Was w momencie, gdy to czyta jest w innym momencie życia. Doświadcza różnych emocji i nieraz nawet puka się w głowę czytając to. I to zrozumiałe. Nie ma jednej recepty leczącej wszystko. Jednego lekarstwa na każdą chorobę. Jednej rzeczy dającej wszystko to o czym się marzy. Nie ma i dobrze. Każdy z nas idzie własną drogą w poszukiwaniu tego, co daje mu poczucie spełnienia. Kiedyś sądziłam, że odczuwanie smutku czy tęsknoty jest słabością. A łzy oznaką nie radzenia sobie z życiem. Lecz dziś wiem, że jest oznaką siły. Odwagi bycia sobą. Sztuką, która jest taka jak widzą ją inni. Jak z malarstwem. Jeden obraz, wielość interpretacji. Jeden człowiek wielość postrzegania go. I nie warto walczyć o bycie łatwym i prostym. Lepiej jest być takim jakim się jest naprawdę. Z emocjami radości i smutku, z stanami szczęśliwości i bezradności.
Kochani, tak dziś melancholijnie, filozoficznie może z lekką zadumą. Może właśnie czas, gdy Chrystus się rodzi dał mi tę chwilę na podzielenie się tym. Bo czymże człowiek jest ? Osobą, która się myli i popełnia błędy. Jest jak diament nieoszlifowany i piękny zarazem. I doświadczać wszystko co dostępne dla człowieka jest szczęściem.
Życzę Wam byście odnaleźli w sobie spokój i odpowiedzi, której poszukujecie. Byście chcieli porozmawiać sami ze sobą ale również chęci i czas by otwierać się na innych. Bo nie ma nic cudowniejszego niż obecność i rozmowa z drugim człowiekiem. Nie zastąpi tego nawet najlepsza jakościowa rozmowa na Skype czy Wideo Chacie. Nie zastąpi tego najdroższy podarek ze sklepu i najwspanialsza wycieczka. To człowiek i jego obecność daje nam najwięcej radości i szczęścia. Oczywiście dobrze jak i sami ze sobą czujemy się dobrze, bo wtedy akceptujemy siebie i nie potrzebujemy potwierdzenia z zewnątrz o naszej wartości.